Artykuł wstępny z numeru 23 „Opportune, Importune”
Pelagius Asturiensis
Z okazji dziesięciolecia Domu p.w. św. Piusa X i oratorium św. Grzegorza
Wielkiego w Rimini, gdzie duszpasterską posługę prowadzi x. Hugon
Carandino.
Pelagiusz z Asturii
„Opportune, Importune” nr 23
Dziesięciolecie domu p.w. św. Piusa X: ani moderniści, ani gallikanie
Artykuł wstępny
W niedzielę, 9 października 2011 roku, obchodzone będą w Rimini dwie
rocznice związane z moim odejściem z rimińskiego przeoratu Bractwa
Kapłańskiego Św. Piusa X, co nastąpiło 10 lat temu: powstanie Domu św.
Piusa X w San Martino dei Molini (30 czerwca 2001) i inauguracja
oratorium św. Grzegorza Wielkiego przy via Molini w Rimini (14
października 2001). Decyzja opuszczenia Bractwa została wyjaśniona w
liście, który skierowałem do wiernych (polskie tłumaczenie... – przyp.
PA), a rozwój sytuacji wewnątrz Kościoła i samego Bractwa w minionej
dekadzie tylko potwierdził wybór podówczas dokonany. Błędne zasady obu
formacyj wydały, i nadal wydają, owoce nie do przyjęcia dla sumienia
katolickiego.
Kryzys wywołany przez modernizm „w samych wnętrznościach Kościoła”, jak
napisał św. Pius X, kontynuuje swą niszczycielską działalność. W 2001
roku byliśmy świadkami ostatniej części „pontyfikatu” Jana Pawła II, w
trakcie którego w systematyczny sposób wdrażane było nauczanie Soboru
Watykańskiego II. Wskutek popularności Wojtyły, wynikającej z jego
przysłowiowej teatralności i przychylności mediów, większość katolików
przyswoiła sobie truciznę modernizmu, przedstawianego za pośrednictwem
soborowych dokumentów jako „doktryna Kościoła”. Nadprzyrodzona cnota
Wiary została w ten sposób zastąpiona subiektywistycznym uczuciem
religijnym, które jest oderwane od dogmatów i w którym osobiste opinie
są ważniejsze niż prawdy objawione.
Po śmierci Jana Pawła II sytuacja się następnie pogorszyła, za Benedykta
XVI, który w kilka lat sam przebył drogę przebytą przez swego
poprzednika w dwadzieścia siedem oraz jeszcze silniej ukorzenił Sobór w
sumieniach katolików. Za czasów Montiniego i Wojtyły Sobór Watykański II
był traktowany jako konieczne i opatrznościowe zerwanie z przeszłością
Kościoła: Ratzinger, natomiast, formułą „hermeneutyki ciągłości”
stwierdził (ale nie udowodnił) ciągłość między przedsoborowym
magisterium a soborowym „magisterium”, doprowadzając do przyjęcia Soboru
również przez frakcje mniej lub bardziej „tradycjonalistyczne” lub te,
które mimo wszystko wcześniej podnosiły jakieś obiekcje. „Beatyfikacja”
Jana Pawła II, której tak usilnie chciał Benedykt XVI, ujawniła wolę
„kanonizowania” wszystkiego, co Wojtyła zaprowadził swym nauczaniem i
swoją działalnością, oraz pokazała w ten sposób, że prawdziwym obliczem
bawarskiego teologa jest oblicze modernisty opisanego w Pascendi św.
Piusa X i w Humani generis Piusa XII.
Wobec tej tragedii, Bractwo dalej trzyma się niejednoznacznej linii,
która je cechuje od samego jego założenia, a którą potępiłem w liście z
2001 (lepiej późno niż wcale!). W tekście skierowanym do wiernych
podkreślałem dwie tendencje, obie nie do przyjęcia, które zawsze
cechowały FSSPX: poszukiwanie „porozumienia” przez bardziej „liberalne”
skrzydło oraz umocnienie stanowiska gallikańskiego (a więc
antyrzymskiego) przez bardziej „twarde” skrzydło, które to linie czasami
istnieją obie jednocześnie u niektórych ludzi. Pisałem w 2001 roku:
„Bractwo istotnie znajduje się w sytuacji bez wyjścia, bowiem nadal chce
uznawać Jana Pawła II za prawowitą władzę Kościoła. Otóż, jeśli Jan
Paweł II jest rzeczywiście prawdziwą władzą, istnieją tylko dwa możliwe
stanowiska: albo starać się o porozumienie z tą ‘władzą’, a zatem
porozumienie z tym, który wprowadza ‘samozniszczenie’ Kościoła za pomocą
wolności religijnej, ekumenizmu i innych błędów Soboru Watykańskiego II
(sama terminologia poszukiwania ‘porozumienia z Papieżem’ ujawnia
absurd: katolik musi się podporządkować Wikariuszowi Chrystusa, a nie
‘porozumieć się’); albo całkowicie odciąć się od tej ‘władzy’ tworząc
faktycznie schizmatycki ‘mały kościół’, gdzie trwa się w stałym
nieposłuszeństwie wobec tego, którego uznaje się za Papieża, aby być
posłusznym wyłącznie przełożonym Bractwa, którym przypisuje się pewnego
rodzaju ‘nieomylność praktyczną’, której odmawia się z kolei
domniemanemu Papieżowi.”
W liście następnie padły takie słowa: „Bractwo dalej naucza a propos
Papiestwa nowej doktryny, która oddala się od doktryny katolickiej i
która w nieunikniony sposób przygotowuje mentalność ‘małego kościoła’:
że mianowicie Papież (Wikariusz Chrystusa na ziemi, ten, który otrzymał
od Chrystusa klucze, aby rozwiązywać i wiązać) może się mylić w materii
wiary, może nauczać doktrynalnych błędów; że Papież może niszczyć
Kościół, że Papież może promulgować złą Mszę i Sakramenta (a w przypadku
bierzmowania wręcz nieważne). Zatem, według tego nauczania, wierny może
w sposób stały być nieposłuszny temu ‘papieżowi’, który nie jest już
bliższą regułą wiary, ale wręcz drugorzędnym elementem Kościoła. A
jednak zdrowa doktryna naucza, że katolik nie może lekceważyć nauczania
i rządów Papieża. W tej nowej doktrynie kryje się stary gallikański
błąd, swego czasu potępiony przez Kościół, który zwłaszcza młodym
pokoleniom zaszczepia poważnie zniekształcone pojęcie Kościoła i
Papiestwa. Dochodzi się do paradoksu odrzucania jednej herezji,
modernistycznej, w imię innej herezji, gallikańskiej, zamiast
integralnie przyjąć Wiarę katolicką, aż po jej ostateczne konsekwencje.”
A także: „Aby uniknąć tej niebezpiecznej sytuacji Bractwo powinno
poważnie przestudiować problem Papiestwa i stwierdzić, że soborowi
‘papieże’ nie otrzymali władzy od Boga, wobec czego wierni zwolnieni są
z wszelkiego problemu sumienia odrzucając Sobór Watykański II i nową
mszę. Dalej natomiast twierdząc, że ci ‘papieże’ posiadają władzę, ale
należy w sposób stały okazywać nieposłuszeństwo ich nauczaniu, traci się
pojęcie Papiestwa, a wierni, zwłaszcza młodzi, przyzwyczajają się do
obojętności, jeśli nie wrogości wobec Papieża. Tworzy się w sumie
Kościół bez Papieża, a wręcz Kościół przeciwko Papieżowi: a to
stanowisko jest nie do pogodzenia z Wiarą katolicką.”
Problem dotyczy zasadniczo tego punktu: rozjaśnienia swego sądu
dotyczącego władzy w Kościele, aby rozjaśnić własne umiejscowienie
wewnątrz samego Kościoła. Dlatego sprawa porozumienia z Watykanem – tak
dyskutowana – jest drugorzędna i stąd niedecydująca, jako że jest po
prostu jedną z dwóch możliwych konsekwencyj błędnych zasad, których się
naucza. Pewnie, z zewnątrz ma się wrażenie, że w Bractwie
psychologicznie i praktycznie zmianie uległa postawa wobec modernistów,
przynajmniej wobec tych bardziej „konserwatywnych”, dzięki coraz to
częstszym kontaktom i pewnej „gościnności” liturgicznej i
sakramentalnej. W wielu przypadkach nie zachodzi już jasna granica
między obozem, który określano „indultowym” (a dziś „motupropriowym”), a
obozem „lefebrystycznym”, co można zauważyć także po oratoriach (chodzi
o duchownych z oratoriów niebractwowych – przyp. PA) zaproszonych na
sympozja Bractwa.
Wszak „beatyfikacja” Jana Pawła II i zbliżające się spotkanie w Asyżu
być może spowodują u niektórych ból brzucha zdolny chwilowo wywołać ton
polemiczny, przynajmniej aby uspokoić co bardziej oburzone szeregi. Ale,
wracając do tematu, są to marginalne aspekty, wobec istotnego problemu,
problemu, który musi być jasno sformułowany: w przeoratach FSSPX nie
naucza się integralnie katolickiej doktryny, oto dlaczego niżej
podpisany i tylu innych kapłanów i wiernych porzuciło zgromadzenie, w
którym w pierwszej chwili widzieli opatrznościową alternatywę dla
modernizmu.
To, co wywołuje większy smutek (i w pewnych przypadkach irytuje), to
upór, z jakim owi kapłani twardo nauczają błędów „tradycjonalistycznych”
(sobór duszpasterski, błędy papieży przeszłości, nowa msza nie
promulgowana, papież nie nieomylny w kanonizowaniu, etc.) oraz
beztroska, z jaką wierni przyjmują te błędy. W tym miejscu wywód staje
się złożony i będzie musiał zostać odpowiednio potraktowany przy innej
okazji: to samo pojęcie „tradycjonalizmu” jest błędne, jako że
sprzeciwia się katolickiej eklezjologii, pozwalając wierzyć, że istnieją
dwie realnie odrębne rzeczywistości: Kościół i Tradycja, chwilowo
rozdzielone i kontrastujące między sobą. Według tego „tradycjonalizmu”
(akatolickiego), Kościół i „papież” powinni się nawrócić na Tradycję
zachowywaną przez ekońskich biskupów. Ale pragmatyzm zrodził też inną
katastrofę, którą jest prośba o pozwolenie soborowemu klerowi na
używanie również Mszału rzymskiego zwanego Mszałem św. Piusa V; co
wywołało podwójne zamieszanie. Pierwsze na poziomie doktrynalnym, jako
że zakłada akceptację dwóch rytów, czyniąc bezcelową walkę tych, którzy
od 1969 roku, w imię Krótkiej analizy krytycznej, zawsze odrzucali nową
mszę.
Drugie zamieszanie naraża na szwank samą ważność sakramentów, bowiem
udaje się, że zapomina się o problemie ważności nowych rytów sakry
biskupiej i święceń kapłańskich. Ktoś powinien przypomnieć o tym, że
biskupa Salvadora Lazo, filipińskiego biskupa, który blisko
współpracował z FSSPX, nigdy nie poproszono o udzielanie święceń
kapłańskich w seminariach Bractwa, ponieważ przyjął sakrę biskupią w
nowym rycie*. Obecnie zaś, aby tylko zdobyć przychylność kleru
soborowego, nie robi się nic ponad sprzedawanie DVD o rycie
„trydenckim”, nie podejmując sprawy ważności święceń wraz z
konsekwencjami, które łatwo sobie wyobrazić: rzekomi kapłani, którzy
odprawiają rzekome msze… Znam rodziny, które przez tyle lat otaczałem
opieką duszpasterską, a które dziś chodzą także na celebracje „motu
proprio”, wystawiając się na niebezpieczeństwo otrzymania nieważnych
sakramentów. Sytuacja jest jeszcze poważniejsza, gdy pomyśli się o
wstąpieniu do FSSPX niektórych kapłanów diecezjalnych, których nie
wyświęca się warunkowo, wystawiając także wiernych po przeoratach na
niebezpieczeństwo nieważnych mszy i sakramentów!
W moim liście z 2001 roku pisałem także: „nie jest moją intencją
porzucić apostolat, który przez te lata sprawowałem, ale pozostać do
dyspozycji wiernych, aby prowadzić ich do zbawienia wiecznego w
doktrynalnej przejrzystości, bowiem „nie da się czynić dobra inaczej,
jak przy pomocy dobrej doktryny”. Pewien biskup FSSPX, który kilka lat
później znajdował się w centrum ostrej polemiki, po moim odejściu
zadzwonił do mnie: nie podzielał mojego wyboru, ale był pewien, że w
moim nowym apostolacie spotkam wiele dusz, które się uświęcą. I tak się
stało. Przez te dziesięć lat, dzięki Instytutowi Matki Dobrej Rady, za
sprawą apostolatu Domu p.w. św. Piusa X, Bóg dał wielu duszom usłyszeć
właściwą doktrynę, uczestnictwo w Najświętszej Ofierze Mszy,
otrzymywanie sakramentów Kościoła. Moją myśl kieruję szczególnie ku tym
wszystkim duszom, które odeszły do wieczności przy wsparciu duchowym i
sakramentalnym.
Dziękuję za to Panu Naszemu Jezusowi Chrystusowi, Najwyższemu i
Wiecznemu Kapłanowi, najdroższym współbraciom z Instytutu, zarówno z
domu w Verrua jak i z innych domów; wszystkim wiernym, a zwłaszcza tym z
różnych miast, w których sprawowałem apostolat przez te ostatnie
dziesięć lat.
Na zakończenie listu z 2001 roku zwracałem się do byłych współbraci i
byłych wiernych: „Dziękuję wszystkim, który już okazali mi swoje
wsparcie moralne i materialne, pozwalając na rozpoczęcie tego
kapłańskiego dzieła. Dziękuję, ponadto, z głębokim i szczerym uznaniem,
wszystkim, którzy byli mi bliscy w tych latach i obecnie nie zgadzają
się z tym moim wyborem (i przypominam, że jestem do dyspozycji
wszystkich, aby odpowiedzieć na wszelkiego rodzaju obiekcje): nigdy nie
zapomnę bezinteresownej hojności okazanej mi przez wiernych z Rimini i
innych miast w trakcie jedenastu lat spędzonych w Spadarolo.” Wszystkim
tym osobom przypominam, że alternatywa dla modernizmu nie może być
oparta na błędach doktrynalnych czy wątpliwych sakramentach:
przywiązanie do określonych miejsc kultu, związki rodzinne, przyjaźń z
innymi wiernymi nie są dostatecznymi argumentami za trwaniem w błędzie.
40 lat temu większość katolików, także dla tych powodów, nie poczuwała
się w konieczności porzucenia własnej parafii, znajdując się w ten
sposób bez wiary i bez ważnych sakramentów. Podobieństwo z
„tradycjonalizmem” jest alarmujące.
We Włoszech Instytut Matki Dobrej Rady stanowi katolicką alternatywę dla
modernizmu i wykolejeń „tradycjonalizmu”, w postaci oratoriów gdzie
odprawia się Msze niedzielne, domów dla ćwiczeń duchowych, kolonij i
spotkań „Krucjaty eucharystycznej” dla dzieci, obozów dla młodzieży,
pielgrzymek, sympozjów, dobrych wydawnictw, etc. Ci, którzy w 2001
poszli za mną ze zwykłego osobistego zaufania, z latami mogli odkryć w
Instytucie – w jego kapłanach, seminarzystach i siostrach – dusze oddane
Panu, którym można w pełni powierzyć opiekę i kierownictwo własnej duszy
i własnych rodzin. Za to wszystko dziękuję Matce Dobrej Rady, prosząc ją
o dalszą opiekę nad małym, lecz gorliwym Instytutem oddanym Jej opiece
oraz o błogosławienie w szczególności apostolatowi domu w Romagnoli pod
wezwaniem świętego Papieża Piusa X, aby mógł przyczyniać się do
„instaurare omnia in Christo”, w duszach, w rodzinach i, w miarę
możliwości, w Kościele i społeczeństwie.
Z języka włoskiego tłumaczył Pelagiusz z Asturii. Źródło: forum
Termometro Politico. Numer, z którego wzięty został artykuł można
ściągnąć w formacie PDF z następującej strony..., a z (tej) inne numery.
Przypis tłumacza (*): w liście z 12 VIII 1998 bp Tissier de Mallerais
stwierdza, zapoznawszy się z nadesłanymi materiałami, iż uważa nowy ryt
sakry biskupiej za „wątpliwy”, wobec czego jedynym rozwiązaniem z bpem
Lazo jest nie proszenie go o udzielanie święceń i bierzmowań. W
odręcznym dopisku zauważa jednak, że bp Lazo już udzielił licznym
wiernym sakramentu bierzmowania (czego bp Tissier się musiał dowiedzieć
w międzyczasie), co zgodnie z praktyką zaprowadzoną w FSSPX jeszcze za
abpa Lefebvre’a jest ważne, bo nawet „kapłani z jurysdykcją mogą ważnie
bierzmować”. Gdzie ta jurysdykcja u FSSPX, przynajmniej w owych czasach,
tego nie wiadomo… dopiero w erze Franciszka członkowie zyskują coraz to
pełniejszą komunię i coraz to szerszy zakres „jurysdykcji”. Problem
jednak z ważnością „bierzmowań” udzielonych przez kapłanów FSSPX przez
te wszystkie lata pozostaje…
Powrót