„Correctio filialis"
Pelagius Asturiensis
Wydaje się, że konserwatywniejsze elementy Novus Ordo nie są w stanie
zdzierżyć kolejnego etapu rewolucji w Kościele, którą sami zresztą,
volentes nolentes, utrwalają. Odkąd Jan XXIII, zakochany we wszelkiej
nowości i duchu tego świata od pierwszych lat swego kapłańskiego życia,
wpuścił tego ducha i wszystkie jego błędy do Kościoła, cały świat jest
świadkiem rewolucji w samych wnętrznościach Kościoła (już św. Pius X
mówił o wrogach wewnątrz Kościoła). I tak błędy potępiane przez wieki są
od lat szerzone przez tych, którzy winni strzec depozytu wiary, wskutek
czego i ogólna światowa rewolucja czyni szybsze postępy.
Tak zwane „synowskie upomnienie” nabrało już sławy i obok „dubiów”
„kardynalskich” jest najgłośniejszą chyba próbą zatrzymania soborowej
rewolucji w ostatnich czasach. Próba z góry jednak chybiona, bowiem
zakłada kilka błędów w wierze i utwierdza w nich całe masy
„tradycjonalistów”. Kto bowiem nie widzi źródła przewrotu w samych
doktrynach i reformach Soboru Watykańskiego II oraz nie rozpatruje w
związku z tym problemu autorytetu w Kościele nie jest w stanie
przyczynić się do powstrzymania tego przewrotu. Zauważono jednak tym
razem, że herezja nauczana jest ex cathedra.
O tych różnych aspektach tego „wydarzenia” pisze bp Sanborn, rektor
Seminarium Trójcy Przenajświętszej na Florydzie w USA i założyciel
Instytutu Rzymsko-Katolickiego.
Pelagiusz z Asturii
„Correctio filialis”
bp Donald Sanborn
W końcu świat konserwatystów Novus Ordo zmierzył się z rzeczywistością,
przynajmniej w pewnym stopniu. Mam na myśli Synowskie upomnienie
dotyczące szerzonych herezyj, które zostało wysłane Bergoglio w ubiegłe
lato, a kilka tygodni temu upublicznione.
Ten dość rozwlekły dokument oskarża Bergoglio o ogłoszenie herezyj w
Amoris laetitia, wsławionej encyklice, która zatwierdza cudzołóstwo.
Łaciński tytuł encykliki oznacza „Radość miłości”, ale wielu odnosi się
do niej sarkastycznie „Radość cudzołóstwa”.
Dokument ten zawiera ohydne herezje i błędy oraz stanowi jeszcze jeden
gwóźdź – naprawdę duży – do trumny Novus Ordo.
Dla nas zaś promulgowanie herezji przez hierarchię Novus Ordo nie jest
niczym nowym. Robi to od ponad pięćdziesięciu lat. Jan Paweł II
promulgował herezję w Catechesi tradendae w 1979, gdy oświadczył w tej
encyklice, że powinno się uczyć dzieci iż niekatolickie religie są
środkami zbawienia. „[J]est rzeczą niezmiernie ważną, aby lojalnie i
poprawnie zostały przestawione inne Kościoły i wspólnoty kościelne, za
pomocą których Duch Chrystusa nie wzbrania się przynosić zbawienia.”
(Catechesi tradendae, nr 32). (tekst polski za opoka.org.pl – przyp. PA)
To jest śmiałą herezją, ponieważ sprzeciwia się temu, że poza Kościołem
nie ma zbawienia, co jest dogmatem Kościoła. Jeśli stwierdza się, że
istnieją jakieś środki zbawienia poza Kościołem katolickim, popełnia się
bezpośrednią sprzeczność z dogmatem katolickim. Ale Jan Paweł II nie
mówił nic nowego. Po prostu przytaczał Sobór Watykański II. Nawet cytuje
soborowy tekst w zdaniu następującym po tym, które właśnie zacytowałem.
Prawda jest taka, że niekatolickie religie, ponieważ zawierają jakieś
prawdy, są w stanie powiadomić ich zwolenników o tych prawdach, które z
kolei uświadamiają ich o prawdzie wiary katolickiej. Stąd pobożny
protestant, uważnie czytając swą protestancką Biblię może zauważyć
dowody Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Najświętszej Eucharystii.
Zaczynając od tego, może dojść do wniosku, że znajduje się w
niewłaściwej religii o r a z, wskutek tego, może przystąpić do Kościoła
katolickiego.
Fakt ten, że niekatolickie religie przekazują pewne prawdy, które w
większości przypadków ukradły od Kościoła katolickiego, nie czyni z nich
„środków zbawienia”. Jeśli jakiś protestant, powątpiewając o prawdzie
jego protestanckiej religii albo negując ją, nie szuka prawdziwej
religii, nie modli się o to i nie zostanie katolikiem dzięki łasce
Bożej, pójdzie do piekła.
Środkiem zbawienia jest wszelki typ zdolności czynnej, która obdarzona
jest Boską władzą nauczania, rządzenia i uświęcania rodu ludzkiego. Ta
zdolność czynna jest wyjątkowa w skali świata i nie jest nią nic innego,
jak tylko Kościół katolicki. Inne religie nie są nawet „kościołami”, ale
tylko zbiorowiskami schizmatyków, heretyków czy pogan, w zależności od
przypadku, i nie mają żadnej zdolności poprowadzenia ludzi do nieba.
W rzeczy samej są naprawdę środkami potępienia, bowiem jeśli człowiek
trzyma się ich doktryn, dojdzie do poważnych dogmatycznych i moralnych
błędów i straci swą duszę. Herezja jest trucizną, a wystarczy jej
niewiele w kubku wody, aby wywołała swój śmiercionośny skutek.
Niekatolicy doprowadzeni są do Kościoła pomimo ich fałszywych religii, a
nie dzięki nim. Niekatolicy muszą dokonać bardzo trudnego zadania
przesiewania prawdy, aby wydobyć ją z masy fałszu w ich fałszywych
religiach.
Jan Paweł II, choć był rażącym heretykiem jest mimo to jednym z bóstw
konserwatystów Novus Ordo. Jest tak dlatego, że powiedział nieco
dobrego. Był przeciwny aborcji, choć wielu „katolików” za jego
„panowania” wyznawało swą wiarę w aborcję, wśród nich wiele zakonnic.
Przeciwny był antykoncepcji, choć antykoncepcja wśród „katolików”
rozszalała się za jego „panowania”.
Dlaczego więc, po ponad pięćdziesięciu latach od Soboru Watykańskiego
II, konserwatystów Novus Ordo obudził fakt, że dzieje się coś złego w
Rzymie?
Dokument, który przedstawili Bergoglio ma zarówno pozytywne jak i
negatywne aspekty.
Pozytywne aspekty Upomnienia. Jest jeden pozytywny aspekt tego
Upomnienia. Polega na tym, że konserwatyści Novus Ordo w końcu
przyznali, że hierarchia Novus Ordo naucza herezji wobec całego Kościoła
katolickiego. To przyznanie jest druzgocące, jako że zawiera całą logikę
tego, co my mówiliśmy i mówimy od wielu, wielu lat. Bowiem nie oskarżają
Bergoglio o czysto osobistą herezję, że mianowicie jako jednostka
wyznaje herezję. Oskarżają go o promulgowanie herezji dla całego
Kościoła. To twierdząc dają pozytywny dowód tego, że hierarchia Novus
Ordo nie jest hierarchią rzymsko-katolicką, ponieważ niemożliwe jest, by
rzymsko-katolicka hierarchia mogła zrobić coś takiego. Kościół katolicki
posiada asystencję Chrystusa w całym jego powszechnym nauczaniu, we
wszystkich prawach i dyscyplinach. Kościół katolicki nie może nigdy
promulgować dla całego Kościoła nauczania, praw czy dyscyplin, które są
sprzeczne z doktryną katolicką czy które w jakikolwiek sposób są złe czy
szkodliwe. Jest to prawdą nawet, gdy to, co zostało powszechnie
promulgowane nie posiada znamienia nieomylności. Innymi słowy,
autorytatywne, ale nie-nieomylne magisterium Kościoła katolickiego – co
jest zazwyczaj zawarte w większości encyklik – mogłoby ewentualnie
zawierać błąd, ale nigdy nie mogłoby zawierać szkodliwego błędu czy
herezji. Jesteśmy bowiem zobowiązani pod karą grzechu ciężkiego udzielić
swego przylgnięcia religijnego (łac. assensus religiosus – przyp. PA)
nie-nieomylnemu nauczaniu powszechnemu, a przedmiotem tego przylgnięcia
religijnego nigdy nie mógłby być błąd, który jest przeciwny wierze czy
moralności.
Nie mogę jednakże przypomnieć sobie ani jednego przykładu z przeszłości
Kościoła błędu zawartego w tej nie-nieomylnej formie nauczania.
Ci konserwatyści Novus Ordo oskarżają Bergoglio o nauczanie doktryny,
która jest przeciwna katolickiemu nauczaniu moralnemu, które z
konieczności jest nieomylne, jako że jest oparte na objawieniu i
powszechnym nauczaniu Kościoła katolickiego. To, że cudzołóstwo jest
grzechem śmiertelnym jest powszechnym nauczaniem hierarchii katolickiej
i nosi znamiona powszechnego magisterium zwyczajnego, które jest
nieomylne.
Ponadto, nie oskarżają Bergoglio o błądzenie co do ilości skrzydeł u
aniołów, ale o to, że naucza herezji w porządku moralnym. Prawidłowo
sprowadzają ten błąd do modernizmu i protestantyzmu, w ten sposób
pośrednio oskarżając Bergoglio o wyznawanie także tych herezyj.
Niemożliwe jest by Kościół mógł promulgować powszechnie jakąkolwiek
doktrynę, która byłaby sprzeczna z jego własnym magisterium. Kardynał
Franzelin, wybitny dziewiętnastowieczny teolog i główny teolog Soboru
Watykańskiego z 1870 roku powiedział:
„Święta Stolica Apostolska, której z Boskiego ustanowienia powierzone
zostało strzeżenie depozytu wiary oraz połączona funkcja i obowiązek
rządzenia Kościołem powszechnym w celu zbawienia dusz, może wymagać
przyjmowania teologicznych twierdzeń z racji ich związku ze sprawami
teologicznymi, lub może zakazać przyjmowania ich potępiając je, nie
tylko z intencją nieomylnego ogłaszania prawdy za pośrednictwem
ostatecznego sądu, ale także bez tej [intencji definiowania], z potrzeby
lub zamiaru zapewnienia bezpieczeństwa katolickiej doktryny, czy to
ogólnie, czy to z powodu szczególnych okoliczności. W tego typu
deklaracjach, choć nie ma tam nieomylnej prawdy, niemniej jednak jest
nieomylne bezpieczeństwo. To bezpieczeństwo jest zarówno obiektywnym
bezpieczeństwem ogłoszonej doktryny, czy to ogólnie, czy to z powodu
szczególnych okoliczności, oraz subiektywnym bezpieczeństwem, jako że
nie jest bezpieczna odmowa jej [tej doktryny] przyjęcia oraz że nie
można odmówić jej przyjęcia bez pogwałcenia podporządkowania, które jest
się winnym magisterium ustanowionemu przez Boga.” [podkreślenie dodane]
(De divina traditione et scriptura, Rzym, 1882, ss. 127-128)
Kardynał uczy tu czegoś, co jest powszechnie nauczane przez wszystkich
teologów i potwierdzone przez Papieża Piusa XII. Chodzi o to, że
nieomylność Kościoła nie ogranicza się do dogmatów, ale rozciąga się na
zatwierdzanie i potępianie teologicznych twierdzeń, które w jakiś sposób
związane są z dogmatami i moralnym nauczaniem Kościoła. Jest to prawdą
nawet wtedy, gdy Papież czy któraś watykańska Kongregacja, mająca władzę
od Papieża, promulguje nauczanie bez intencji wydania ostatecznego sądu.
Tym doktrynom należy się z naszej strony nie przylgnięcie wiary
(assensus fidei – przyp. PA), ale to, co jest znane pod nazwą
przylgnięcia religijnego (łac. assensus religiosus – przyp. PA),
polegające na posłuszeństwie naszego intelektu wobec Kościoła z tego
powodu, że jest on nauczycielem rzeczy świętych wobec całego świata. To
religijne przylgnięcie jest absolutnie bezpieczne, jako że Kościół,
cieszący się boską asystencją, nie mógłby nigdy promulgować dla
wszystkich wiernych doktryny, która byłaby sprzeczna z jego własnym
nauczaniem, czy innymi słowy, doktryny, której przyjęcie byłoby
grzechem.
Amoris laetitia łamie te święte zasady bezpieczeństwa oficjalnego
nauczania Kościoła. Każdy katolik musi odrzucić Amoris laetitia,
ponieważ jest ona sprzeczna z moralnym nauczaniem Kościoła, które jest
de fide. Nikt też nie może twierdzić, że błędy zawarte w tym
przerażającym dokumencie są tylko opiniami Bergoglio, jak gdyby udzielał
tam tylko wywiadu jakiemuś dziennikarzowi.
Słusznie zatem autorzy Upomnienia mówią, że w Amoris laetitia
promulgował on herezje.
Nieuniknionym wnioskiem, w oparciu o wszystkie zasady katolickiej
doktryny dotyczące nieomylności Kościoła, jest to, że hierarchia, która
promulgowała ten dokument nie jest katolicką hierarchią. Prawdziwa
hierarchia katolicka nie może tego uczynić, ponieważ posiada asystencję
Chrystusa.
Pierwszy negatywny aspekt Upomnienia. Pierwszy negatywny aspekt
upomnienia polega na tym, że [jego autorzy] ograniczają to oskarżenie o
promulgowanie herezji do Bergoglio i tylko do tego dokumentu.
Jak już wiele razy powiedziałem, to nie Bergoglio jest problemem, to
Sobór Watykański II jest problemem.
Bergoglio jest tylko „kwiatem” na soborowym krzewie, jako że prowadzi do
logicznego ziszczenia się wszystkich zasad tego diabelskiego soboru.
Fundamentalnym błędem Soboru Watykańskiego II jest prymat świadomości
nad nauczaniem Kościoła. Ta bezecna i niszcząca dogmaty doktryna zawarta
jest w zasadzie ekumenizmu. Mówienie, że heretyckie sekty są środkami
zbawienia jest mówieniem, że Bóg nie troszczy się o prawdę oraz że to,
co się liczy, to każdego doświadczenie Boga, a nie prawda o Bogu. Papież
Pius XI, w encyklice Mortalium animos z 1928 roku, powiedział, że błąd
ten sprowadza się do porzucenia religii objawionej przez Boga. Odnosząc
się do „tych, którzy uważają, że wszystkie religie są mniej lub więcej
dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej
formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł”, stwierdza:
„Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują
również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku
popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii,
przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne
idee i usiłowania popiera.” (tekst całej encykliki – przyp. PA)
To, co w modernistycznym systemie nadaje „wartości” religii to to, że
jest ona wykwitem wewnętrznego spotkania z Bogiem. Obiektywne dogmaty
nie liczą się wcale. Są one tylko wyrazem religijnego doświadczenia
ludzi. Ekumenizm jest więc doktryną, która wypływa z zasady, że sumienie
ma pierwszeństwo nad doktryną.
Amoris laetitia przepełnione jest tą zasadą. Czyż to nie poprzez
„rozeznanie” pary cudzołożne zrozumieją, że nie robią nic złego? To
czyste sumienie nad prawem. Prawdziwe pojęcie sumienia polega na tym, że
stosuje ono prawo. Nie wymyśla prawa. Prawo pochodzi od Boga. Sumienie
stosuje je: Nie będziesz popełniał cudzołóstwa.
Konserwatyści Novus Ordo całkowicie przegapią okazję, jeśli nie będą w
stanie dostrzec, że dewiacje doktrynalne Bergoglio są tylko
zastosowaniem fundamentalnej zasady Soboru Watykańskiego II.
Drugi negatywny aspekt Upomnienia. Drugim problemem jest to, że jest to
upomnienie. Autorzy tego dokumentu dali się zwieść myśleniu, że czymś
właściwym dla świeckich, a nawet kapłanów czy biskupów jest upominanie
Papieża.
Konserwatyści Novus Ordo na próżno przytaczają przykład św. Pawła
karcącego św. Piotra, bowiem tamto upomnienie nie było w dziedzinie
doktryny, ale postępowania (więcej na ten temat (tutaj) – przyp. PA).
Zwracają uwagę na przypadek teologów Uniwersytetu paryskiego, którzy
przytaczali błąd Jana XXIII dotyczący wizji uszczęśliwiającej po
śmierci. Ale analogia upada ponownie, ponieważ Jan XXII mówił wyłącznie
jako prywatny teolog i nie narzucił swych błędów jako nauczania
powszechnego. W przypadku Bergoglio mówimy o herezjach promulgowanych
wobec całego Kościoła. Z wymienionych przeze mnie wyżej powodów cała
natura problemu jest inna, bowiem dotyczy samej nieomylności Kościoła, a
nie tylko osobistej herezji Bergoglio.
„Upomnienie” zakłada dwa oczywiste problemy: (1) że nie możemy ufać
nauczaniu Papieża; (2) że musimy ufać nauczaniu upominających.
Jaka jest racja bytu Papieża, jeśli podlega upomnieniom ze strony
samozwańczej Rady Upominających? Czyją asystencją cieszy się Rada
Upominających? Ducha Świętego? Gdzie w Piśmie świętym czy w Tradycji
jest wspomniana Rada Upominających?
To powiedziawszy, samo pojęcie „upomnienia” jest głęboko błędne i
niszczy autorytet Kościoła. Trąci gallikanizmem, jansenizmem i
febronianizmem, trzema spokrewnionymi ze sobą błędami, według których
doktrynalne decyzje Stolicy Apostolskiej mogą być poddane przeglądowi i
przyzwoleniu wiernych.
Kto jest prawowitym tłumaczem Pisma świętego i Tradycji, oprócz Papieża?
Kto ma ostateczne zdanie, poza Papieżem? Niszcząc tę zasadę niszczy się
cały Kościół katolicki.
Trzeci negatywny aspekt Upomnienia. Trzecim problemem z tym upomnieniem
jest to, że będzie ono uważane jako „rozwiązanie” problemu Bergoglio.
Papież promulguje herezje. Garstka ludzi upomina go. Tyle. Problem
rozwiązany.
Sam pomysł upominania Papieży w sprawach doktrynalnych całkowicie obala
władzę nauczycielską Kościoła. Istnieje jedno jedyne remedium na
„papieża”, który promulguje herezje: kardynałowie a nawet biskupi, nawet
jeśli są z Novus Ordo, nawróciwszy się wpierw z soborowej religii na
wiarę katolicką, podejmują formalne oskarżenie „papieża” o herezję.
Jeśli odmówi wycofania herezyj, wówczas muszą ogłosić wakat Stolicy
Rzymskiej i podjąć kroki mające na celu wybór kolejnego Papieża. Muszą
jednakże wybrać kogoś, kto będzie odrzucał Sobór Watykański II i jego
reformy, a nie tylko herezje Bergoglio. Tylko w ten sposób obecny
problem Kościoła zostanie rozwiązany.
Ustanawianie systemu „upomnień” heretyckich „papieży”, dzieło
samozwańczych „upominających”, zakłada, że jest całkiem możliwe, by
katolicki Papież promulgował herezje wobec całego Kościoła oraz całkiem
normalne, że samozwańczy „upominający” przyjdą z pomocą.
Oznacza to, że nieomylność Kościoła należy do rady samozwańczych
upominających.
W takim przypadku na co nam Papież? Dlaczego nie wystarczy po prostu
Rada Upominających?
Konserwatyści Novus Ordo, jednakże, czują taką odrazę do wakatu Stolicy
Rzymskiej, że wolą to obiektywnie heretyckie stanowisko upominania
promulgującego herezje „papieża”.
Niemniej jednak, jest to krok we właściwym kierunku. Przynajmniej tyle
można powiedzieć o tym upomnieniu, że jest to krok w dobrym kierunku.
Konserwatyści Novus Ordo wreszcie otworzyli oczy, w pewnym stopniu. Nie
powiodła się ostatecznie ich ustawiczna próba widzenia ubrania na nagim
cesarzu, to jest, ciągłego przedstawiania marnych i absurdalnych
interpretacyj, które starały się zmienić herezję w prawowierność.
Będą mieli również trudność z negowaniem wniosku sedewakantystycznego.
Każdy bowiem ze zdrowym rozsądkiem wie, że „papież”, który promulguje
herezje nie może w żadnym wypadku być prawdziwym Papieżem. Jak, na
przykład, można bronić nieomylności Kościoła przed protestantem, mówiąc,
że choć Bergoglio oficjalnie i powszechnie promulguje herezje, mimo to
Kościół jest nieomylny w jego nauczaniu powszechnym? Oraz że ta
nieomylność jest zapewniona przez samozwańczą Radę Upominających? Jego
odpowiedź będzie brzmiała: Marcin Luter miał zatem rację!
Cała katolicka doktryna, teologia i zdrowy rozsądek wskazują na wakat
Rzymskiej Stolicy. Módlmy się więc teraz, gdy zasłona spadła z ich oczu,
aby konserwatyści Novus Ordo rozejrzeli się dookoła oraz odkryli inne
realia dotyczące Soboru Watykańskiego II i jego reform i to co, trzeba z
nimi zrobić.
Tłumaczył z języka angielskiego Pelagiusz z Asturii. Źródło: blog
biskupa Sanborna.
Powrót