PORZĄDEK MSZY ŚWIĘTYCH

Newsletter - styczeń 2025

Idea doświadczenia religijnego jako źródła dogmatów nie pochodziła od katolików, lecz od liberalnych protestantów z początku XIX wieku. Najbardziej wpływowy w tej szkole był Friedrich Schleiermacher (1768-1834), który wykoncypował system doświadczenia religijnego jako źródła dogmatów. Był pod silnym wpływem racjonalistycznej myśli Immanuela Kanta i ewolucjonistycznej koncepcji Fichtego, Schellinga i Hegla. Nie wierzył w bóstwo Chrystusa.
Ewolucjonizm jest absolutnie absurdalną doktryną, w istocie mitologią, przesądem, który w skali śmieszności przewyższa najbardziej niedorzeczne wierzenia starożytnych pogan i prymitywnych ludów. Uważamy za zabawne czczenie kotów i byków przez Egipcjan, psów przez ludy Bliskiego Wschodu i węży przez Azteków. Zastanawiamy się, jak cywilizowane i inteligentne ludy Grecji i Rzymu mogły być tak przesądne w stosunku do swoich fałszywych bogów. Jednak nic, w co wierzyli, nawet nie zbliżało się do głupoty ewolucjonizmu. Opiera się on bowiem na zasadzie, że coś pochodzi z niczego lub że więcej pochodzi z mniej.
Pomyślmy o osobie, która czując zimowy chłód mówi: „Ustawmy termostat na niższą temperaturę, żeby nam było cieplej”. Każdy powiedziałby, że taka osoba jest szalona. Ponieważ niemożliwe jest, aby więcej ciepła pochodziło z mniejszej ilości ciepła.
Podobnie szaleństwem jest twierdzenie, że coś może powstać z niczego, lub że coś więcej może powstać z czegoś mniejszego, lub że coś może powstać bez wystarczającej przyczyny. Ale tego właśnie uczy ewolucja.
Ta sama intelektualna pustka nabiera heretyckiego i bluźnierczego aspektu, gdy twierdzi, że objawienie niezmiennego Boga mogłoby zostać w jakiś sposób zmienione przez ludzkie przyczyny historyczne, a kościół, z samej swojej natury nieomylny orędownik tego samego niezmiennego objawienia tego samego niezmiennego Boga, mógłby ewentualnie zmienić swoje doktryny z powodu ludzkiej ewolucji oraz okoliczności historycznych i kulturowych. W rzeczywistości, jeśliby mógł, to jaki byłby z niego pożytek? Po cóż nam taki kościół?
Kardynał Lépicier wyraźnie dostrzegł niebezpieczeństwo tej modernistycznej doktryny i zdecydował się napisać tę książkę, która pewnego dnia będzie dostępna w języku angielskim dla naszych wiernych katolików.
Kardynał odnosi się również do prawdziwego postępu dogmatu. Dogmaty rozwijają się, ale jedynie poprzez uwypuklanie tego, co jest zawarte w już istniejącym depozycie objawienia. Nie ma nowych dogmatów, ale są nowe formuły dogmatyczne, które wyrażają bardziej szczegółowo to, co zostało już objawione i nauczane przez Kościół katolicki.
Z reguły to wybuch herezji powoduje ten prawdziwy postęp w dogmatach. Wyraźnym przykładem są herezje chrystologiczne pierwszych wieków, zwłaszcza arianizm. Nicejskie Wyznanie Wiary, które później zostało uściślone przez Pierwszy Sobór Konstantynopolitański w 381 r. po Chr., jest doskonałym przykładem prawdziwie katolickiego postępu w dogmacie, który został prościej wyrażony w Credo Apostolskim z I wieku po Chr. Czasami jednak Kościół kieruje się ideą jedynie podniesienia do rangi uroczystej doktryny tego, co jest już nauczane przez powszechne zwyczajne Magisterium. Przykładem tego jest definicja Wniebowzięcia Matki Bożej z 1950 roku.
Posłuchajmy proroczych słów kardynała, napisanych w 1909 roku, rok po miażdżącym potępieniu modernizmu przez św. Piusa X. W rozdziale, który kardynał zatytułował „Czego chcą reformatorzy”, mówi:
„Niewątpliwie twierdzą oni, że dogmat katolicki, pozbawiony wiekowej interpretacji, musi przybrać nową formę wyrazu, która bardziej odpowiada prostocie Ewangelii, a także jest bardziej dostosowana do dzisiejszej moralności, a wszystko, co wydaje się sprzeciwiać bardziej rozwiniętemu zmysłowi naszego wieku, zostało zniesione; lub że z pewnością prawdy wiary muszą być przekazywane za pomocą systemu innego niż ten, który był dotychczas używany, który być może był dostosowany do dawnych czasów, ale wydaje się, że mniej właściwie odpowiada zwyczajom współczesnego życia.
Oprócz tej skwapliwości do wprowadzania zmian w dogmatach katolickich, istnieje podobne pragnienie wśród niektórych, aby pogodzić ze sobą różne formy religii, ponieważ narzucając milczenie na temat dogmatów, co do których ludzie się nie zgadzają, i proponując tylko te podstawowe prawdy, dzięki którym można osiągnąć porozumienie, wszyscy niezgodni co do formy kultu mogą szukać schronienia w jednej religii, która byłaby rodzajem życzliwej matki. Uczyniliby to, aby doprowadzić do tego, czego Chrystus pragnął najgorętszym swym pragnieniem i o co bardzo żarliwie prosił swego Ojca. "Stanie się jedna owczarnia i jeden pasterz" (Jan. 10, 16).
Słowa te są nader prorocze, ponieważ są zasadniczo takie same jak te, które Jan XXIII określił jako cel Soboru, czyli wyrażenie starych dogmatów w nowy sposób, aby uczynić je bardziej zrozumiałymi dla współczesnego człowieka. Odnosząc się do doktryny katolickiej, Jan XXIII powiedział w swoim przemówieniu otwierającym Sobór: Doktryna ta „ma być zgłębiana i objaśniana przy użyciu nowoczesnych metod badawczych i form literackich współczesnej myśli”. Treść starożytnej doktryny Depozytu Wiary to jedno, a sposób, w jaki jest ona przedstawiana, to drugie”.
Wiemy, co stało się ze „starożytnym depozytem wiary” od czasu Soboru Watykańskiego II. Należy zauważyć, że Jan XXIII był modernistą już jako seminarzysta.
Prawdą jest również, że ekumenizm był promowany przez Sobór, aby „wszyscy byli jedno”. Ostatnia deklaracja Bergoglio w Indonezji, że „wszystkie religie prowadzą do Boga”, wskazuje na cel modernistów w promowaniu ekumenizmu.
Z kolei podczas niedawnego święta Najświętszego Imienia Jezus słyszymy, jak św. Piotr mówi do Żydów, odnosząc się do Chrystusa: „I nie ma w żadnym innym zbawienia. Bo nie ma innego imienia pod niebem, danego ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni” (Dz. Ap. 4, 12). Kardynał w końcu komentuje, odnosząc się do modernizmu: „Ta… herezja, będąc o wiele bardziej subtelną i destrukcyjną pułapką wroga, wybija się na szczyt, przez jej prężność Kościół Chrystusa, gdyby był omylny, tym bardziej powinien popaść w śmiertelną ruinę”.
Innymi słowy, dzisiaj mamy do czynienia z najgorszym ze wszystkich ataków na Kościół, który, gdyby to było możliwe, doprowadziłby do jego upadku.
Z tego powodu katolicy powinni wyrzucić ze swych umysłów wszelkie myśli o kompromisie z Novus Ordo. Jest to śmiertelny wróg Kościoła katolickiego. Te tradycjonalistyczne grupy, które szukają kompromisu z Novus Ordo, są jedynie aktywnymi uczestnikami ruiny Kościoła świętego.
Artykuł z: "Most Holy Trinity Seminary Newsletter", Styczeń 2025.

Z języka angielskiego tłumaczyła Iwona Olszewska
Powrót